bieską bluzę i trzym ający w ręku czapkę, opatrzoną numerem.
— Czy panowie szukają kogo? — zapytał.
Arsen spojrzał na niego nieufnie; Groniard i Le Balu przystanęli.
— A cóż cię to obchodzi mój przyjacielu — rzekł trochę szorstko Arsen Lupin.
— Przepraszam, omyliłem się widocznie — odparł posługacz i usunął się na stronę.
— Szefie! — szepnął Le Balu — a jeśli ten człowiek ma jakie polecenie do nas od hrabianki de Mergy?
— W takim razie zgłosi się powtórnie, nigdy nie można być dość ostrożnym, musimy mu dać czas do namysłu.
To mówiąc, Arsen zasiadł przy jednym z małych stolików i obstalował naprędce przekąskę dla siebie i swych przyjaciół. Jedli nie śpiesząc się, w nadziei, że otrzymają wreszcie pożądaną wiadomość i odnajdą kierunek podróży Klarysy i Daubrecq’a. Rzeczywiście w chwili, gdy już mieli wstać od stołu, ten sam posługacz zbliżył się znów do nich, mnąc z zakłopotania czapkę w ręku.
— Przepraszam bardzo panów — rzekł — ale pewna podróżna, która odjechała stąd przed godziną, poleciła mi czekać tu na trzech panów i powiedzieć im...
— Co? co kazała powiedzieć? — zawołali razem prawie Groniard i Le Balu, Arsen zaś zawsze ostrożny dodał:
— A czy ta podróżna nie zostawiła jakiej kartki? — Nie było na to czasu. Ta dama zmieniła zamiar w ostatniej chwili i zaledwie zdążyła wsiąść do wagonu.
— Ta dama, mówisz? A jakże wyglądała, jaki miała strój?
Posługacz zaczął opisywać powierzchowność podróżnej.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/142
Ta strona została przepisana.