naprzeciw Daubrecq’a. Niech się stanie co chce, ona nie okaże lęku i może wyzyska to spotkanie dla ułatwienia Arsenowi jego zadania.
Daubrecq ułożył na kolanach serwetkę i zaczął przegryzać kanapki i kawior, nalał sobie przytem kieliszek koniaku, który wychylił duszkiem. Nalał też pełen kieliszek Klarysie, ale ta odsunęła go z odrazą.
— Nie pije pani? Bardzo dobrze, oszczędzajmy sił na szampan, bardzo dobrze, wspaniałe extra dry. Nieraz łamałem sobie głowę, myśląc o takiej chwili jak dzisiejsza, zastanawiając się, jaki też gatunek wina przypadnie pani najlepiej do smaku i wybrałem ostatecznie extra dry. A gdy jeszcze dojrzałem na dworcu Lyońskim twoje cudowne oczy, pomyślałem odrazu, że spotkamy się tu, w Nicei. Jednego się tylko bałem, byś nie straciła mego śladu. Brakłoby mi niewypowiedzianie tych twoich oczu, w których czytam tak bezdenną do mnie nienawiść. W tem jest przedziwna rozkosz. Przysięgam ci, hrabianko, że odczuwam niewymowną rozkosz na myśl, jak bezmiernie mnie nienawidzisz i jak bardzo musisz mi być uległą.
Ale ją uderzyło jedno tylko w tych szczególnych wyznaniach. A więc on wiedział, że jest przez nią śledzonym.
On zaś mówił dalej:
— Dziwi to panią, hrabianko de Mergy, że zamiast ukrywać się przed tobą, zdradziłem swoje miejsce pobytu, a nawet prawdę mówiąc, zwabiłem cię tu rozmyślnie. Cóż to? Czy zapomniałaś już, jakie żywię dla ciebie uczucia? Daj mi swą rączkę, swą śliczną mściwą rączkę, która na szczęście nie może mi zaszkodzić, bo...
— Bo co — krzyknęła hrabianka, wyrywając ze wstrętem rękę swą, którą Daubrecq mimo oporu z jej strony, przycisnął do ust, a potem zatrzymał z bezczelną poufałością, w olbrzymich swych łapach, porosłych obficie rudym włosem.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/148
Ta strona została przepisana.