wna przerażająca cichość. Zdziwiło ją to. Cóż to? Czy w ostatniej chwili, ten człowiek nie znający skrupułów, uczuł wyrzuty sumienia?
Podniosła zwolna powieki.
O parę kroków od siebie ujrzała stojącego Daubrecq’a, ale twarz jego była dziwnie zmieniona. W miejsce poprzedniej namiętności malował się na niej bezgraniczny, nieopisany lęk, przytem głowę miał podniesioną. Oczy jego, przykryte okularami, jakby dojrzały tam coś okropnego. Klarysa odwróciła się i spojrzała w tym samym kierunku. Zrozumiała teraz powód tej nagłej zmiany. Tam, wysoko ponad drzwiami była dawniej rama oszklona; rama ta znikła nagle a z pustego otworu wysuwały się dwie ręce uzbrojone awoma rewolwerami, a lufy obu rewolwerów wymierzone były w stronę Daubrecq’a. Ten to widok unieruchomił go nagłe i przykuł do miejsca.
Trwało to parę sekund, po których drzwi wchodowe zostały otworzone, a w progu ukazał się Arsen. Skłonił się z wdziękiem hrabiance, a potem jednym, skokiem znalazł się przy Daubrecq’u, któremu przyłożył na twarz maskę przesyconą chloroformem. Ostry zapach narkotyku rozszedł się w powietrzu, a w minutę potem Klarysa ujrzała swego prześladowcę leżącego bez ruchu. Zwalił się jak martwa kłoda i był już w tej chwili rzeczą nieszkodliwą, prawdziwym żywym trupem. Wtedy dopiero dwa groźne rewolwery cofnęły się z posterunku, a Groniard i Le Balu wkroczyli triumfalnie do pokoju.. Zabrali się natychmiast do pana posła i skrępowali go gruntownie, przyłożywszy mu jeszcze raz na twarz sporą dawkę chloroformu.
Wierny swej metodzie, Arsen Lupin ubezwładnił swego przeciwnika bez rozlewu krwi. Po dokonaniu tego pogromu, ogarnął go prawdziwy szał radości. Zapomniał o wszystkiem i tańczyć zaczął po pokoju, wyprawiając najpocieszniejsze skoki, krokiem kankana, maczicza, — tańca niedźwiedzia, foki i tysiąca innych, praktykowanych w przedmiejskich ha-
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/156
Ta strona została przepisana.