drzwiami i tam, wysoko w górze, wyjąwszy okno, byłem świadkiem całej sceny. Co za nikczemnik.
Tak, tak, panie pośle — mówił zwracając się do nieruchomej figury Daubrecq’a, leżącej na podłodze. — Poważyłeś się wątpić o talentach Arsena Lupin, o jego sprycie, potraktowałeś go, jak głupca, masz więc teraz za swoje.
Oszukał mnie coprawda z początku; pojechałam do Włoch, wprowadzony w błąd przez jego agentów. Ale ci ludzie używać zaczęli zbyt grubych wybiegów.
Wodzili mnie z miejsca na miejsce, przesyłając mi fałszywe telegramy. Pomiarkowałem to już w drodze do Genui, no! i wtedy, bez namysłu, wyskoczyłem na pierwszej lepszej stacji.
— Uwiadomiłeś mnie pan o tem telegramem? zapytała Klarysa.
— O nie, chciałem pani zrobić niespodziankę.
— A więc depesza była zmyślona.
— Przysłał ją zapewne agent Daubrecq’a, nie wiedząc, jak dalece bliskim jest prawdy... A teraz poczekaj, hrabianko, wręczę ci korek kryształowy. Obaczysz sama, jakie to było proste, śmiać się będziesz razem ze mną.
Rzekłszy to, Arsen podszedł do kominka i wziął stamtąd paczkę zaklejoną, zawierającą tytoń.
— Przeczytaj to, pani — rzekł do Klarysy — ten tytoń nazywa się Mary-land, ulubiony tytoń naszego przyjaciela.
Rzekłszy to, Arsen rozerwał papierową opaskę, na której widniał ów napis, a potem delikatnie, dwoma palcami, wygrzebał z tytoniu zawartego w niej, mały, błyszczący przedmiot, na którego widok Klarysa wydała okrzyk, a potem chwyciła się za serce, jakby jej nagle zabrakło tchu.
— Korek kryształowy.
Tak, to był korek, wyrobiony zgrabnie z kryształu, ze złoceniami na spojeniach.
Tu hrabianka, nie panując nad sobą, poskoczyła
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/158
Ta strona została przepisana.