Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/169

Ta strona została przepisana.

znakiem, że gotów jest wejść w układy. Hrabianka usiadła naprzeciw niego.
Prasville był człowiekiem chudym, o twarzy nerwowej, wstrząsanej ciągłemi drgawkami. Kalectwo to uwydatniało się mocniej jeszcze w chwilach wewnętrznego wzruszenia. Klarysa wystawiała na próbę jego cierpliwość, nie mówiąc ani słowa. Przemówił więc pierwszy.
— Proszę hrabianki, zechciej postawić swoje warunki. Przygotowani jesteśmy do pewnych ustępstw, do pewnych ofiar.
— Do wszelkich ofiar — sprostowała hrabianka.
— Tak, tak, do wszelkich ofiar, leżących w granicach możliwości.
— A gdybym przekroczyła te granice? — rzekła Klarysa.
Prasville zniecierpliwił się.
— Nie bawmy się w słowa. Mów pani jasno, czego pani żąda.
— Wybacz mi pan. Chodziło mi przedewszystkiem o stwierdzenie niesłychanej wprost ważności tego dokumentu, który panu przynoszę, a której pan nie zaprzeczy.
— Nie zaprzeczę — powtórzył Prasville z głuchem rozdrażnieniem.
— Nie potrzebuję chyba przypominać na tem miejscu, ilu nieszczęść stała się już przyczyną fatalna lista, ilu błędów uniknąłby nasz rząd dzisiejszy, gdyby miał ją w swojem posiadaniu.
— Stałaś się wytrawnym politykiem, hrabianko — rzekł dyrektor, rzucając nieufne spojrzenie w stronę mniemanego pana Nikol. — Czy skończyła już pani? — dorzucił jeszcze.
— Daruj pan, ale nie można być dość ścisłą w sprawie tak niepowszedniej. Zadam więc jeszcze jedno pytanie.
— Słucham panią.
— Nie lekceważę oczywiście wielkiego znaczenia,