Gilbert był wprawdzie młodym, przystojnym chłopcem i zdawał się być mniej zepsutym od swego wspólnika. Ale zawsze przepaść, cała przepaść, dzielić go musiała od hrabianki de Mergy.
Lupin odgadł jego zaciekawienie.
— Susz sobie bratku głowę, nic nie wymyślisz — mówił sobie w duchu. — Gdybyśmy prosili tylko o łaskę dla Gilberta, mógłbyś łatwo wpaść na trop prawdziwy. Ale my żądamy także ułaskawienia Vaucheraya, który, mówiąc prawdę, jest złośliwem bydlęciem i nie może mieć nic, ale to nic wspólnego z hrabianką de Mergy.
Tymczasem sygnał telefoniczny zabrzmiał znów w czarnym gabinecie; to sekretarz prezydenta rzeczypospolitej zawiadomił Prasville’a, że za godzinę otrzyma posłuchanie. Dyrektor policji usiadł i zatopił się w myślach.
— Ale, ale! — rzekł nagle — dla lepszego wywiązania się z swej misji usłyszeć muszę jeszcze z ust waszych parę szczegółów. Gdzie znaleźliście listę 27? — W korku kryształowym.
— Gdzież jest ten korek?
— Ukryty był bardzo dowcipnie w zaklejonej paczce tytoniu. A paczka ta, jeśli pan sobie przypomina, leżała zawsze na biurku Daubrecq’a.
Prasville uczuł się upokorzony. Widział przecie nieraz tę paczkę wypełnioną tytoniem Mary-land, dotykał jej, miał ją w ręku, a jednak nie przyszła mu prosta myśl zdjęcia opaski i przeszukania wnętrza paczki.
Był biurokratą do szpiku kości, a przedmiot opatrzony etykietą rządową, zdawał się mu być czemś tak niesłychanie pewnem i legalnem. Słowem, nie odgadł.
— No proszę! — mruknął niechętnie. — Źe też sam nie wpadłem na to.
— Cóż to szkodzi — przerwała mu Klarysa — skoro lista jest już w naszych rękach.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/173
Ta strona została przepisana.