a odcisk ten zaledwie dostrzegalny wyobrażał krzyż lotaryński. Krzyża tego niema na liście, który mi pani wręczyła, z czego wynika, że lista jest fałszywa.
Klarysa nie rozumiała jeszcze, nie chciała rozumieć, za to Arsen pojął odrazu znaczenie tej rewelacji. Zimny dreszcz przebiegł go od stóp do głowy, nie śmiał podnieść oczu na hrabiankę.
Ale wreszcie i ona także zaczęła rozumieć.
— Ależ w takim razie — wyszeptała — Daubrecą został sam wywiedziony w pole. Daubrecą nie posiada, listy. Ta lista nie istnieje może wcale.
— Niestety, moja biedna pani, lista istnieje i Daubrecą ją ma w posiadaniu. On to właśnie wywiódł was w pole. Ta cała historja z kryształowym korkiem, to wybieg z jego strony. Podsunął wam sam myśl tej kryjówki, sfabrykował listę i wsunął do korka fałszywą jej kopję. Co się tyczy prawdziwej...
— Będziemy ją mieć, jeśli Daubrecą ją posiada — zawołał z mocą mniemany Nikol, wychodząc po raz pierwszy z ioli biernego świadka. — Chociażby późno w nocy powrócimy tu znów, tym razem z prawdziwą listą.
— Ależ ja nie chcę — krzyknęła Klarysa — nie chcę zaczynać na nowo, brak mi już sił. Zresztą niema już na to czasu. Tu chodzi o Gilberta. On musi żyć. Słyszy pan, on nie może umrzeć, bo ja...
— Na miłość Boga, hrabianko, żadnych zwierzeń — szepnął Arsen.
A widząc, że Klarysa nie panuje już nad sobą i wypowie lada chwila słowo, których przyjdzie jej później żałować, porwał ją za rękę, wlókł za sobą prawie przemocą. Wyprowadził przez schody, korytarze i zaułki podwórców policyjnych. Uległa mu wreszcie i szła posłuszna jak dziecko, tracąc świadomość swego położenia. On zaś powtarzał jej wciąż:
— Skoro przysiągłem, że Gilbert nie zginie, Gilbert żyć będzie i jakżeby mogło być inaczej, skoro przysiągłem, ja Arsen Lupin.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/176
Ta strona została przepisana.