Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/188

Ta strona została przepisana.

wyroku na Gilberta, skoro kat jest ranny, a pomocnik jego znikł bez śladu.
Tymczasem agenci i inspektorowie policyjni nie tracili czasu. Rzucili się tłumnie na dom podejrzany, dom buntowniczy, z którego wysokości Arsen dyktował swą rolę organom sprawiedliwości.
Jakim cudem mógł się tam dostać? Dom był strzeżony jak wszystkie inne. Przecisnąwszy się przez tłum, policja stanęła przed bramą, która była zamknięta od wnętrza. Wywalono ją, ale tu zaraz u wejścia piętrzyła się barykada z krzeseł, ioteli, stołów i innych sprzętów. Trzeba było przynajmniej pięciu minut na usunięcie tej zapory.
Ta zwłoka wystarczyła na umożliwienie ucieczki Arsenowi. Widziano go przecież, jak po daniu ostatniego strzału spuścił się po gzymsie i wszedł do wnętrza facjatki, wystającej na najwyższem piętrze. Co więcej, gdy paru zwinniej szych agentów biegło po schodach, chcąc dostać się do owej facjatki, usłyszeli z góry głos, który wołał do nich:
— Tędy panowie! tędy! Jeszcze 18 schodów. Żałuję bardzo, że przyczyniłem wam tyle trudu.
Przelecieli w mig tych 18 schodów. Ale cóż, gdy stanęli na miejscu, przekonali się, że znajduje się tu strych, urządzony po staroświecku. Nie było tu wcale schodów, tylko drabina wsuwana przez otwór. Drabina była wciągnięta, a płaskie drzwi mocno zatrzaśnięte. Słowem, Arsen umknął.
Gilbert zaś, odprowadzony do więzienia, oczekiwał dalszych zmian w swojem przeznaczeniu. Nic teraz nie zdołałoby zachwiać ufności jego w zupełne ocalenie.
Trudno opisać wrażenie, jakie wypadki te spraw iły w mieście.
Sympatja była przeważnie po stronie Arsena. „Ukarał — mówiono — winnego, ratując się jednocześnie od hańby, jaką byłoby dla niego zgilotynowanie jednego z jego kolegów. Nie zabił pozatem ni-