gany, wieczorne dzienniki ogłoszą dziś jeszcze pańskie cztery listy pisane do pana Vorenglade.
I stało się coś nadzwyczajnego. Szef policji nie opierał się, nie próbował protestować... Teraz dopiero zrozumiał, jakim przeciwnikiem był Arsen Lupin.
Te listy? — Te listy? — skąd mógł o nich wiedzieć. To zapewne Daubrecq... Daubrecq, uznając się sam pokonany, chciał go pociągnąć w swoim upadku.
Józef Vorenglade nie istniał wcale, to było nazwisko przybrane, pod którem on sam pobierał dość znaczne sumy z funduszów kanałowych. Dlatego właśnie szukał tak zapamiętale listy, tak pragnął jej zniszczenia.
Listy te pisał istotnie, zawierały one jego pokwitowania, ale sądził, że nikt o nich nie wie, że nikt nie domyśla się tej maskarady, tembardziej, że prawdziwy Vorenglade, pod którego nazwisko się podszył, nie żył oddawna.
Posłuszny jak dziecko, wziął laskę i kapelusz i zabierał się do wyjścia.
— Czekam pana za godzinę — rzekł raz jeszcze Arsen.
— Powrócę z ułaskawieniem, ale wzamian za nie listy zostaną mi zwrócone.
— Nie.
— Jakto? W takim razie po cóż mam robić starania?
— Listy zostaną panu zwrócone najakuratniej, równo we dwa miesiące po wypuszczeniu Gilberta z więzienia.
— I to już wszystko?
— Nie. Stawiam jeszcze dwa warunki. Po pierwsze zwrócisz mi pan natychmiast 40.000 franków, które wydałem na zakupienie pańskich listów.
Prasville zgodził się beż wahania, nie pytając gdzie i kiedy Arsen nabył jego listy.
— Po drugie — mówił dalej Arsen — podasz się pan do dymisji z posady dyrektora policji.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/202
Ta strona została przepisana.