w otwartem oknie wagonu pierwszej klasy. Nikt nie śpieszył na jego spotkanie prócz Daubrecq’a, który poskoczył do wagonu. W tejże chwili Maurycy Prasville znalazł się obok niego.
Daubrecq spojrzał na niego z wściekłością; zrozumiał, że sprawa jego jest ostatecznie przegrana.
Tymczasem brat Józefa Vorenglade wysiadał spokojnie z wagonu, podając rękę jakiemuś sędziwemu panu, który był widocznie jego towarzyszem podróży.
— Panie! — przemówili do niego jednocześnie Daubrecq i Maurycy Prasville. — Oczekuję na pana z ważną i korzystną dla pana propozycją.
— Chodzi zapewno o listy — odparł spokojnie urzędnik. — Spóźniliście się panowie. Listy te już sprzedałem.
— Komu?
— Temu panu — odparł, pokazując na towarzyszącego mu starego jegomościa. — Wyjechał on na moje spotkanie aż do Amiens i zakupił listy.
— Arsen! — zawołał Prasville, tknięty nagłą świadomością.
Przestał wtedy zajmować się bratem Józefa Vorenglade i umówionym sygnałem zwrócił na starego gentlemana uwagę swych agentów.
Stary jegomość uśmiechał się do niego dobrotliwie.
— Nie spodziewałeś się pan, że czekamy tu na ciebie — rzekł złośliwie szef policji.
— Przeciwnie, byłem na to zupełnie przygotowany — odparł tamten z odrobiną humoru.
— No, dość tego... Aresztuję cię, Arsenie Lupin.
— Nie opłaci się, panie dyrektorze, jeśli jak przypuszczam, zależy panu na tych listach. Jadąc na spotkanie pana Vorenglade, nie wybrałem się przecież sam. Towarzyszył mi jeden z moich przyjaciół, człowiek bardzo pewny, któremu oddałem te papiery, potrafi on zrobić z nich użytek w razie, gdyby mnie aresztowano.
Arsen dał się spokojnie zrewidować, nie znalezio-
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/207
Ta strona została przepisana.