Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/209

Ta strona została przepisana.

traci nadziei, że sprowadzi mnie jeszcze na drogę ładu społecznego.
— A hrabianka de Mergy? — spytałem jeszcze.
— Klarysa! — powtórzył Arsen z odcieniem melancholji w głosie. — Nie widuję jej wcale.
— Czy nie okazała się wdzięczną za tyle poświęceń?
— To nie to, tylko widzisz pan, Klarysa de Mergy, to kobieta uczciwa, a ja... ja jestem Arsenem Lupin.
— No przecież —
— Ja wiem, że ludzie nazywają mnie uczciwym bandytą, rycerskim włamywaczem, ale czyż pan sądzisz, że taka dumna, szlachetna dziewczyna, jak panna de Mergy, mogłaby zapomnieć o tych moich tytułach do sławy? A zresztą i ja także nie zmieniłbym dla niej trybu życia. A przecież kocham ją zawsze — dodał z głębokiem rozrzewnieniem. — Próbowałem się zagłuszyć a nie brakło mi do tego okazyj. Dwie Amerykanki, trzy Rosjanki, parę księżniczek niemieckich, jedna Chinka. Więcej nawet, ożeniłem się. Musiałeś pan o tem słyszeć.
— O tak, małżeństwo to było głośne.
— Ożeniłem się — jak panu wiadomo — z córką najdumniejszego rodu arystokracji francuskiej, księżniczką Anielą de Vendome Bourbon Condée. Małżeństwo to zostało potem unieważnione, na moje własne żądanie, a żona moja wstąpiła do klasztoru. Wybrałem dlatego tę księżniczkę, aby pokazać Klarysie, że nie onieśmiela mnie jej ród i tytuł.
Potem Arsen zamyślił się, a na ustach jego błąkał się dziwny uśmiech.
— Uśmiechasz się pan może na wspomnienie korka kryształowego?
— O nie — to co innego. Bo widzi pan, skoro wykradliśmy Gilberta, wraz z hrabianką de Mergy znaleźliśmy się wszyscy troje na pełnem morzu w śliczną,