— Przecie wyliczam się zawsze co do grosza z pieniędzy, danych na kupno.
— Tak, ale nie jesteś widocznie biegłą w odejmowaniu, skoro nie wiesz, że osiem od dziewięciu czyni jeden.
Kobieta stała z otwartemi szeroko oczyma, nie rozumiejąc, do czego jej pan zmierza.
Daubrecq tymczasem powstał z miejsca i chodził po pokoju, założywszy ręce w tył.
— Panie dziewiąty — rzekł nagle, stając przed portjerą, za którą był ukryty Lupin — wychodź pan proszę, abym mógł dać swej gospodyni praktyczną lekcję rachunków.
Lupin widząc się odkrytym, rozsunął firanki i stanął przed obliczem pana posła. Nie wiedział jeszcze, jak się to skończy, ale Daubrecq imponował mu swoją flegmą.
— Wszak mówiłaś sama — mówił dalej Daubrecq do swej służącej — że było tu dziewięciu ludzi, jakże więc mogłaś nie zauważyć, że wyszło ich tylko ośmiu, skoro ja, który widziałem ich tylko zdaleka, sprawdziłem ten fakt.
— Przysięgam panu — broniła się Klementyna — że to nie ja go tu ukryłam, nie wiedziałam wcale, że tu został.
— Mniejsza z tem, choć co prawda nie wiem, za co ten poczciwy Prasville opłaca was, ciebie i twego męża.
— A panu musiało tam być duszno? — dodał, zwracając się do Lupina.
— Cokolwiek panie pośle, ale skoro mię pan uwolnił, mam zaszczyt pożegnać.
— A nie, zaczekaj pan jeszcze, panie dziewiąty — zaniesiesz odemnie kartkę twojemu panu Maurycemm Prasville. — Lupin był wprawdzie zadowolony, że Daubrecq wziął go za jednego z agentów policyjnych, ale jednocześnie drażnił go lekceważący i drwiący ton, jakim do niego przemawiał.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/21
Ta strona została przepisana.