Nie nawykł do tego, by sam miał być celem pośmiewiska. To też wrzał w duchu stłumionym gniewem. Daubrecq nakreślił tymczasem parę słów, które wsunął do koperty — adresując: Do czcigodnego Maurycego Prasville — dyrektora policji paryskiej.
— Tak więc kochanku — dodał zwracając się do Arsena — zawieziesz ten list temu poczciwemu Prastille — ciebie zaś upoważniam chętnie do bywania w moim domu. Odprowadź go Klementyno, a gdy tu kiedy przyjdzie, przyjąć go możesz z otwartemi rękoma.
Arsenowi nie pozostało nic innego, jak pójść za «trzymanym rozkazem, było to i tak aż nadto szczęśliwe zakończenie tych ryzykownych odwiedzin. W dodatku miał w ręku list, który rozjaśni mu może tajemniczy stosunek zachodzący pomiędzy posłem Daubrecqem a sprawą kryształowego korka. Tajemnica ta zaciekawiała go coraz bardziej — a przytem zaczynał już troszczyć się o Gilberta, który siedział w więzieniu pod zarzutem morderstwa, którego nie popełniŁ Po drodze streszczał Lupin w myśli odniesione wrażenia.
— Ten Daubrecq to szczwany lis, kuty na cztery nogi, a przytem nieprzyjemna fizjognomja. I pomyśleć, że traktował mnie tak zgóry. No! ale odpłacę mu to przy pierwszej sposobności.
— Przybiegłszy do domu, Lupin rozerwał drżącą ręką kopertę, zawierającą liścik Daubrecq’a do dyrektora policji. List ten brzmiał jak następuje:
- Mój dobry Prasville!
- Mój dobry Prasville!
- „Miałeś ją pod ręką. Tak, tak, dotykałeś jej prawie. Odrobinę sprytu, a byłbyś ją miał. Ale ty — i spryt — mój Boże! Jakże nisko upadła Francja, skoro taki jak ty... No ale dość tego, do zobaczenia kochanku. Gdybym cię kiedy zastał przy tej robocie, nie weźmiesz mi chyba za złe, że potraktuję cię jak zwykłego włamywacza“.