Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— A któżby inny.
— Oszalałeś chyba. Wszak mówiłeś mi sam, że kobieta nie ruszała się z salonu i żeś ją miał wciąż na oku. Klucz miałeś jak sądzę przy sobie. Salon niema żadnego połączenia z moim gabinetem. W jakiż więc sposób owa kobieta dostać się mogła do przyległego pokoju?
— Może przez okno — zauważył Achiles.
— Jakto? Po gzymsie, jest więc chyba zawodową akrobatką. Ależ w takim razie ćwiczenia jej zwróciłyby uwagę licznych gapiów. A więc jest lekkim, nieważkim duchem, który przenika przez ściany — dodał gorzko Lupin.
W każdym razie fakt był faktem i należało się z nim liczyć. Nieznana kobieta weszła do domu jawnie, a znikła z niego cicho i niepostrzeżenie jak duch, celem zaś jej wizyty było widocznie zabranie owego listu, który zniknął w sposób równie jak ona tajemniczy. Arsen musiał użyć całej siły woli, aby nie wybuchnąć potokiem złorzeczeń. Silił się na spokój i próbował wybadać swego służącego.
— W każdym razie ty sam otrzymałeś list z rąk listonosza?
— Tak jest.
— A przypatrzyłeś mu się dokładnie?
— Tak.
— Adresowany był do mnie?
— Ależ tak. Do pana Beaumont Michała.
— Jak powiedziałeś?
— Do pana Beaumont Michała.
— A więc na kopercie wypisane było najpierw nazwisko a potem imię.
Arsen wiedział już co to znaczy.
List musiał być od Gilberta. Nikt inny nie adresował do niego w podobny sposób. List był z więzienia, a zawierać musiał odpowiedź na zapytanie Arsema o kryształowy korek.
Dlatego to zapewne nieznana kobieta wykradła