— No! no! pani przyjmuje gości. — Kobieta nie broniła się ani jednem słowem. Dumna, wyprostowana, siedziała tak obojętnie, jakby ta cała sprawa nie obchodziła jej wcale.
— A jednak nie zdradziła mnie — pomyślał z zadowoleniem Arsen.
— Wybacz pan — rzekł kłaniając się Daubrecq’owí — jestem cudzoziemcem i nie dostrzegłszy, że ta loża jest zajęta, pozwoliłem sobie wejść do niej.
— Znamy się na tych sztuczkach — odparł brutalnie Daubrecq — cudzoziemcem! A może przebranym księciem. W każdym razie postąpiłeś sobie, jak prosty fagas.
— Pan się unosisz — rzekł z wyniosłą grzecznością Arsen, dostrajając się do arystokratycznego tonu tajemniczej damy. — A zresztą rozmówimy się na korytarzu.
— Rozmówimy się natychmiast — syknął Daubrecq, wpatrując się nieufnie w zmienioną twarz Arsena. — Nie wyjdziesz stąd, dopóki cię sam nie wyrzucę.
I uchwyciwszy Arsena za kołnierz, próbował go unieruchomić, rzucając go na krzesło, stojące w loży. Niebaczny gest. Czyż Arsen mógł pozwolić, aby trzymano go w tak upokarzającej postawie, w obecności kobiety, której surowa i poważna piękność podbiła go? Jednym ruchem odepchnął przeciwnika, a potem cztery ich pięści splotły się w żelaznym uścisku i rozpoczęło się mocowanie. Dziwna to była walka, prowadzona w najzupełniejszem milczeniu, gdyż tak jednemu jak drugiemu zależało na uniknięciu skandalu, W teatrze było ciemno, na scenie rozgrywała się właśnie wzruszająca scena, przykuwająca uwagę widzów. Przewaga siły była niezawodnie po stronie Daubrecq’a, którego olbrzymie pięści groziły zda się zgruchotaniem przeciwnika, ale nie posiadał on za to fachowej umiejętności szermierskiej, w którą wyposażony był
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/41
Ta strona została przepisana.