— A ponieważ nie trzeba, aby twój pan miał cię w ’podejrzeniu, powrócisz natychmiast do jego willi i włożysz napowrót kryształowy korek do szufladki, z której go wyjęłaś.
Mówiąc to, Arsen sięgnął do małej kieszonki, w której ukrył korek, rozmawiając z Wiktorją.
Przechadzali się w czasie tej rozmowy po alejach parku, dość pustych o tej porze dnia.
Wiktorja wyciągnęła rękę po korek, ale Arsen stanął nagle jak wryty.
— Co to jest? — zawołał. — Niema go. — Wybuchnął nieszczerym śmiechem.
— Cha! cha! Niema go. Mówię ci, Wiktor jo, że korek ten jest czarodziejski. Znikł, ulotnił się bez śladu. — Rozśmiał się drugi raz, ale tym razem bez cienia goryczy. Zaczynał widzieć jasno grę, którą z nim rozpoczęło, a raczej, którą sam rozpoczął, zaczynał pojmować.
— Jest też czego weselić się? — zauważyła ze zgorszeniem jego piastunka. — Cóż ja teraz z sobą pocznę? Nie mogę wracać do niego, bo skoro spostrzeże stratę korka, odda mnie w ręce policji.
— Jesteś prostoduszna, jak nowonarodzone dziecko, droga Wiktorjo. On ciebie policji? Cóż znowu. — I śmiał się znów szczerze, serdecznie.
Wszakże on przekonany jest, że ty, piastunka i powiernica Arsena Lupin, jesteś poprostu agentką policyjną, nasłaną przez Maurycego Prasville. Ten korek był tylko przynętą, rzuconą nam przez Daubrecq’a.
To nie ten, to nie jest prawdziwy kryształowy korek, lecz jego sobowtór.
Zabranie było wielkim błędem i dlatego należało gć odnieść. Ale ktoś wyręczył nas już niezawodnie. Ktoś, co śledzi każdy twój krok, podobnie jak ty śledzisz kroki twego pana.
— Powracaj do domu, moja dobra Wiktorjo i zaj-
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/48
Ta strona została przepisana.