Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/5

Ta strona została przepisana.

Z temi słowy Lupin padł twarzą na ziemią, podczas gdy nad głową jego zagrzmiały trzy z kolei wystrzały. Chwilę potem Arsen przyskoczył do przeciwnika i podbiwszy mu nogi, obalił go na ziemię.
Gilbert i Vaucheray byli już przy nim.
— Związać mi tego dowcipnisia! — rozkazał Lupin. — O mały włos, a byłby mnie zdmuchnął z tego świata.
— To Leonard, służący Daubrecqua.
— Służący musi być tyle wart co jego pan — na trząsał się Lupin, przystawiwszy latarkę do twarzy powalonej na podłogę ofiary. — Nie masz uczciwej twarzy, Leonardzie, i musisz mieć niejeden grzech na sumieniu. No, ale nie bój się, nic ci się nie stanie, bylebyś zachował się spokojnie.
W gruncie rzeczy Lupin był wściekły. Głupia awantura, a mało co życia w niej nie postradał! Zmył porządnie głowę swym wspólnikom za mylnie podane informacje, dopiero widok cennych i pięknych przedmiotów, które znalazł na górnem piętrze, uspokoiły go cokolwiek.
— Panu posłowi nie brak jak widzę gustu — zauważył, wybierając najpiękniejsze okazy mebli i obrazów.
Gilbert i Vaucheray znosili je do łodzi, tak, że wkrótce salon był opróżniony... Jedna tylko okoliczność uderzyła Arsena: Oto Gilbert i Vaucheray, nie ograniczając się do zabierania wskazanych przez niego sprzętów, dokonywali przeglądu mieszkania Daubrecqua z drobiazgową skrupulatnością detektywów.
— Oni szukają tu czegoś... — zauważył w ducha Łupin. Zwracał też na nich z pod oka uwagę, nie dając po sobie poznać, że postępowanie ich obudziło w nim pewne podejrzenia. Naglił ich do pośpiechu i pilnował, gdy schodzili do łodzi.
— No! dość już tego — wskazał wreszcie. — Wzię-