Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— Pierwszą? ale potem nastąpiły inne.
— Och bardzo wiele. Widywaliśmy się w mojem i jego mieszkaniu, w teatrze, w jego willi Marja Teresa. Bo nie wie pan zapewne, że ten człowiek...
— Wiem, wiem — przerwał Lupin — on panią kocha...
— Tak, tak — powtórzyła Klarysa zmienionym głosem — on kocha mnie i to jest dla mnie narzędzie zemsty. Oświecił mnie o tem przedśmiertny list mego ojca. Żądał od niego mojej ręki — a biedny mój ojciec wolał targnąć się na własne życie, niż zrobić mi tak haniebną propozycję. Ale po śmierci jego zrozumiałam, że ta jego nieszczęsna miłość daje mi w rękę broń. Dlatego zezwoliłam na odwiedziny jego i bywam niekiedy w jego domu. O! szczególne są te nasze schadzki. Nie gram przed nim komedji, nie taję mojej nienawiści, ale to właśnie cieszy go najbardziej. Cieszy go to, że mimo wstrętu i odrazy zmuszona jestem obcować z nim — i obiecuje sobie, że prędzej czy później zgodzę się na jawne z nim małżeństwo.
— Zapłacisz mi za swoją matkę — mówił do mnie. — Piękniejsza jesteś od niej i nie żal mi doprawdy, żem czekał 25 lat na swoją godzinę.
— Cóż pani na to?
— Nie taję wcale przed nim, że się nim brzydzę, że nim pogardzam, i że nie zostanę nigdy jego żoną. On zaś twierdzi, że nie ma zamiaru mnie zmuszać, lecz że przyjdzie czas, gdy sama błagać go będę, by raczył mi dać swoje nazwisko. Takie są nasze miłosne rozmowy.
— I pani to znosi? — i naraża się ciągle na obcowanie z tym podłym człowiekiem? Czy nie lepiej byłoby uciec od niego?
— O nie, ja mam w tem swój cel — zemstę! Mówiłam już panu, że się chcę mścić — za ojca mego, za siebie, za brata mego, bo i on także... Mój plan jest prosty.
Muszę mu wydrzeć jego tajemnicę. Muszę odebrać