gę walczyć dłużej, sił mi braknie.“ Tegoż dnia jeszcze, mimo spóźnionej pory, Arsen dzwonił do mieszkania Daubrecq’a i polecił mu wręczyć swoją kartę. Nikt z najbliższych przyjaciół nie poznałby go w nowem przebraniu, jakie sobie obmyślił.
Pod wpływem rozmowy z Klarysą uwaga jego zwróciła się w stronę arystokratycznej dzielnicy, w której mieszkała hrabianka; to podsunęło mu pomysł wzięcia na siebie postaci jednego z najsławniejszych lekarzy paryskich, cieszącego się wyjątkową wziętością w kołach stołecznej magnaterji.
Metamorfoza ta udała mu się znakomicie i gdyby modny Eskulap, pod którego osobę się podszywał, spotkał go niespodzianie, zatrzymałby się zapewne przed nim, jak przed własnem fac simile, odbitem w zwierciedle. Nie zapomniał żadnego szczegółu. Laska, złote binokle, łyse czoło, okolone rzadkiemi siwiejącemi włosami, nos zaopatrzony w charakterystyczny garbek, wszystko to składało się na wybornie skopjowaną całość. Był też zupełnie pewny, że Dauhrecq go nie pozna, mimo niedawnej walki, którą stoczyli z sobą loży.
Pierwszym jego triumfem było wprowadzenie w błąd Wiktorji, która mu drzwi otworzyła. Wzięła z rąk jego bilet wizytowy, jak od człowieka obcego i poszła go zameldować Daubrecq’owi. Wiktorja wprowadziła go następnie do gabinetu, prosząc, by zatrzymał się tu chwilę, zanim pan jej skończy obiad. Korzystając z tej chwili samotności, Arsen przypatrywać się począł chciwie szczegółom urządzenia i drobiazgom rozrzuconym na biurku.
W uszach brzmiały mu słowa pierwszego listu Daubrecq’a do dyrektora policji. „Miałeś ją pod ręką, pisał wówczas, a przecież nie znalazłeś jej.“ Arsen, który miał doskonałą pamięć wzrokową, zauważył odrazu, że wszystko stoi tu w tem samem miejscu, co za pierwszą jego bytnością. Daubrecq był widocznie pedantem i rutynistą i nie lubił zmieniać raz zaprowa-
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/74
Ta strona została przepisana.