Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/83

Ta strona została przepisana.

ludzie ja ja, m ają także swój honor, trzym ają się jego zasad, ściślej może od wielu szanownych członków społeczeństwa. Nie płacz pani, nie rozpaczaj i polegaj na słowie mojem.
Był zupełnie pewien, że dotrzyma, czego przyrzekł, mimo, że nie wiedział wcale, jakiemi środkami dojdzie do tego. Z tem pewniejszą decyzją przyszedł do Daubrecq’a dla rozmówienia się z nim w żywe oczy. Patrząc teraz na jego triumf, słuchając szyderczego jego śmiechu, Arsen użyć musiał całej swej siły woli, by nie zastrzelić go na miejscu jak psa.
Uratowałoby to może Gilberta, ale lista, fatalna lista, wypłynęłaby wtedy na wierzch, ogłoszonąby została we wszystkich gazetach. Skandal by to był olbrzymi, skandal, który objąłby także Klarysę de Mergy, Gilberta i małego Armanda. Hrabianka nie darowałaby mu tego nigdy, ta śliczna, odważna dziewczyna, która zwierzyła mu się z taką ufnością. A zresztą jak wiemy, mord nie zgadzał się z jego zasadami. Arsen nie zabijał nigdy.
I teraz musi pokonać Daubrecq’a w inny sposób, musi odnieść nad nim bezkrwawe zwycięstwo.
A jednak postanowił pozwolić sobie na drobną bodaj satysfakcję. Upatrzywszy sposobną chwilę, rzucił się na posła z nadludzką siłą i unieruchomił go, trzymając jak w kleszczach ramiona jego i ręce.
— Słuchaj ty! — mówił z twarzą prawie przy jego twarzy. — Mógłbym w tej chwili zabić cię, rozdeptać, jak złośliwą gadzinę, ale nie zrobię tego.
— Bo nie możesz — odparł poseł, nie zdradzając najmniejszego strachu.
— Dlaczego? Wszakże moje imię nie stoi na liście dwudziestu siedmiu?
— No tak. Ale zadurzyłeś się w hrabiance de Mergy i nie śmiałbyś do niej powrócić, gdyby z twje przyczyny owa sławna lista ujrzała światło dzienne.
— Mylisz się, ale mniejsza o to, powiem ci jeszcze ostatnie słowo.