— Szkoda czasu — mruknął poseł.
— Pozwól, bym ci przemówił do rozumu, Pawle Daubrecq. Panowanie twoje opiera się na najnikczemniejszym w świecie szantażu. Mniejsza o to. Panuj sobie dalej, wyciskaj z ludzi ostatni grosz, ale wyrzeknij się hrabianki de Mergy. Nie rób głupstw, czcigodny pośle. Nie daj się powodować próżności i namiętności i zajmij się własnym tylko interesem.
— Nic innego nie zrobię, szlachetny Arsenie — odparł szyderczo Daubrecq — a interes mój jest tu zupełnie zgodnym z tem, coś nazwał próżnością mą i namiętnością.
— Tak było dotąd, ale od dziś sprawa się zmieniła.
— Dlaczego?
— Bo ja się w nią wdałem jako nowy czynnik. Uważasz pan? Ja Arsen Lupin.
— Tak, dotąd okazałeś się nędznym graczem i doprawdy przeceniano twą sławę.
— Tak myślisz? — odparł zimno Arsen, puszczając przeciwnika, którego wpierw rozbroił, wyjąwszy z kieszeni jego dwa rewolwery, które przeniósł do własnej. Usiadł następnie na niskiej sofce, wprost naprzeciw posła, zapaliwszy poprzednio cygaro.
— A jednak wysłuchaj mnie do końca. Wyrzeknij się hrabianki de Mergy. Przestań prześladować Gilberta, a nawet postaraj się o wypuszczenie go na wolność — inaczej —
— Cóż inaczej?
— Wojna ze mną. Wojna nieubłagana aż do skutku.
— Cóż mi właściwie zrobisz?
— Wydrę ci listę dwudziestu siedmiu.
— Nie uda ci się.
— Przysięgam, że ją odnajdę.
— Odnajdziesz ją ty? Odnajdziesz to, czego nie odszukała dotąd policja, rząd, Francja cała? Ależ to farsa, przyjacielu. Szukaj i owszem, zostawiam ci
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/84
Ta strona została przepisana.