zwala z życia człowieka, którego los przyciśnie zbytnio. Weź pan, proszę ten środek nieomylny, przyda ci się wkrótce, panie Daubrecq.
Rzekłszy to Arsen wcisnął przemocą prawie do rąk posła jedną z pastylek, poczem zakręcił się na pięcie i znikł, zanim Daubrecq przyszedł do siebie po tem niespodzianem wystąpieniu swego przeciwnika.
Arsen tymczasem wybiegł szybko z willi, by na zakręcie ulicy wyminąć komisarza policji, śpieszącego dorożką, zapewne dla ujęcia go.
— Poczciwy Prasvílle — szepnął do siebie Arsen — spóźnił się właśnie na tyle, by mi dać czas wymknąć się swobodnie.
Ależ to uparta bestja ten Daubrecq — a przytem paskudna figura. — I takiemu to zachciewa się hrabianki. No? Ale rozmówiliśmy się przyzwoicie. — W gruncie Arsen przyznawał w duchu, że jest narazie pobitym. Nie postąpił ani kroku w sprawie odszukania listy, a wdanie się jego wywoła niezawodnie przyśpieszenie procesu Gilberta i Vaucheray’a. Nie tracąc więc czasu, udał się do hrabianki de Mergy i nakłonił ją do wyjazdu nad morze. Doktór przysłany przez niego zalecił wyjazd małemu Armandowi.
Ten argument przekonał ją ostatecznie, bo dziecko było wątłe, a ostatnie przejścia wstrząsnęły silnie jego słabym organizmem.
Arsen przeczuwał, że po ostatniej z nim rozmowie. Daubrecq wykona energicznie mściwe swe zamysły. — Nie zawiodły go te przeczucia.
Nazajutrz po odjeździe Klarysy, rozpoczęła się rozprawa sądowa przeciw wspólnikom Arsena. Rozpoczęto ją z pominięciem wielu innych pilniejszych spraw, wbrew prawidłom przyjętym. Jakże winszował sobie Arsen, że udało mu się wprzód usunąć Klarysę z Paryża, że oszczędził jej przez to okrutnych wzruszeń, a może błędów.
Proces ten, który ściągnął niesłychanie liczną
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/86
Ta strona została przepisana.