takich najemników, którzy za rocznem wynagrodzeniem — pożyczali mu swych dokumentów. Należało to do jego metody.
Prawdziwy Nikol żył w biedzie i szczęśliwym się uczuł, gdy ofiarowano mu ten łatwy sposób zarobkowania, oddanym też był ciałem i duszą Arsenowi.
Na wezwanie Prasvílle’a mniemany Nikol wziął do ręki podany sobie ułamek i oglądał go na wszystkie strony.
— I cóż? — spytał go Prasville z pobłażliwym i nieco niedowierzającym uśmiechem.
Ale odpowiedź pana Nikol wypadła niespodzianie.
— Panie dyrektorze — rzekł on — gdy przed stu laty Napoleon pierwszy utracił władzę...
— Co mi tu pan zaczynasz od historji Francji? Nie żądam wcale od pana popisów erudycji.
— Kiedy to jest konieczne, panie dyrektorze — odparł skromnie Nikol.
— No! to w każdym razie staraj się pan być zwięzłym — rzucił lekceważąco Prasville.
— Otóż panie dyrektorze, po upadku Napoleona pierwszego pozostało we Francji kilku jego współziomków Korsykanów, których cesarz obdarzył był bogactwami i tytułami.
— Cóż stąd? — przerwał mu niecierpliwie Prasville.
— Ludzie ci, prześladowani następnie za swoje przywiązanie do cesarza, musieli się z niem kryć i utworzyli rodzaj tajnego stowarzyszenia.
— W każdym razie stowarzyszenie to nie istnieje już dzisiaj.
— Zapewne, chociaż i dzisiaj Francuzi pochodzący z Korsyki, trzymają się z sobą bardzo solidarnie.
— Być może, ale jakiż to ma związek z porwaniem Daubrecq’a? — przerwał niecierpliwie Prasville.
— Zaraz skończę, panie dyrektorze — mówił uniżenie Nikol.
— Ten ułamek, ten żółtawy drobiazg z kości słoniowej, jest pewnego rodzaju godłem.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/95
Ta strona została przepisana.