kie swe majątki, z wyjątkiem jednego folwarku. Grywa dużo i szczęśliwie. Bywa codziennie w klubie. Stwierdzono, że w dniu porwania Daubrecq’a czekano go tam napróżno, powrócił dnia tego do domu po północy“.
Arsen odczytał te wiadomości, siedząc naprzeciw hrabianki de Mergy, w zacisznym jej saloniku.
Rozbierali oboje punkt po punkcie, każdy szczegół notatki. Piękne oczy Klarysy spotykały się często z zwrokiem Arsena, który ubolewał w duchu nad niepozornem przebraniem, w jakiem się musiał przedstawić hrabiance. Ona jednak traktowała go serdecznie i z coraz większem zaufaniem.
— Nieobecność markiza w Paryżu trwała tylko sześć do ośmiu godzin — zauważył Arsen.
— Dowodzi to, że nie ukrył Daubrecq’a zbyt daleko — odparła hrabianka.
— Zapewne, choć niech pani zważy, że dobry samochód może ujechać w tym czasie spory kawał drogi.
— Jakże więc odgadniemy, gdzie ukrył swego więźnia?
— W sposób nadzwyczaj prosty. Markiz będzie go zapewne odwiedzał.
— A jeśli już dostał do niego listę?
— To niemożliwe, taki człowiek, jak Daubrecq, przewiduje wszystko. Jestem pewien, że teraz nawet, będąc w mocy swego wroga, walczy z nim skutecznie chytrością i podstępem.
— Ale Gilbert! — zawołała nagle Klarysa — co się stanie z Gilbertem?
— Tak, teraz przyszłoby nam może łatwiej wykraść go z więzienia. Tylko, że widzi pani, nie można robić dwóch rzeczy naraz, musimy więc wybierać pomiędzy listą a uwolnieniem Gilberta.
— Ach panie! — rzekła na to Klarysa — myślałam już o tem, ale jeśli lista wyjdzie na jaw, Gilbert odbierze sobie życie, jak mój ojciec. Musimy więc wpierw odszukać listę.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/99
Ta strona została przepisana.