bym ci powiedzieć... lecz nie chciałbym cię zranić... ale muszę ci powiedzieć... A więc, zaprzestań walki... Nie mówię to przez próżność, ani dlatego, abym ciebie lekceważył.... lecz widzisz... siły nasze są tak nierówne... Ty nie wiesz, jakimi środkami rozporządzani, ty nie znasz mojej woli, ani pomysłów, jakimi do celu dążę. Pomyśl tylko, że przez całe, moje życie pracowałem, jak skazaniec, aby dojść do tego typu doskonałości, który chciałem stworzyć... który stworzyłem... Więc cóż? Cóż ty zrobić możesz? Proszę cię więc... zrzeknij się walki... byłbym bowiem zmuszony zrobić ci krzywdę, a byłoby mi to bardzo przykro...
Kładąc mu rękę na czoło, powtarzał:
— Raz drugi mówię... zrzeknij się walki, Któż wie, czy nie wpadniesz w sidła, które może już są zastawione?
Beautrelet odjął ręce od ócz; nie płakał już. Lecz czy słuchał potoku słów Arsena Lupin? Możnaby wątpić, sądząc z roztargnionego wyrazu twarzy.
Kilka minut panowało milczenie. Zdawał się zastanawiać jeszcze nad powziętem postanowieniem, rozważać wszystkie za i przeciw, okoliczności sprzyjające i niesprzyjające.
Wreszcie rzekł do Arsena Lupin:
— Jeżeli zmienię artykuł, jeżeli potwierdzę śmierć pana, jeżeli zobowiążę się prawdy nie wyjawić, przysięgasz mi pan, że ojciec mój będzie wolny?
— Przysięgam ci. Towarzysze moi uwie-
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/108
Ta strona została skorygowana.