źli twego ojca automobilem do małego miasteczka. Jeżeli więc artykuł w „Grand Journalu“ będzie takim, jak powiedziałem, dam znać telefonicznie, aby ojca twego wypuścili na wolność.
— Poddaję się warunkom pana, — rzekł Beautrelet.
Uważał, że po odebranej porażce, dłuższy pobyt nie ma żadnego celu, pochwycił więc kapelusz, skłonił się mnie i Arsenowi Lupin i wyszedł.
Lupin patrzał za nim, gdy usłyszał hałas zatrzaśniętych drzwi, szepnął:
— Biedny chłopiec...
Następnego dnia rano, posłałem służącego, aby mi przyniósł najnowszy numer „Grand Journalu“. Po pół godzinie wrócił z mozolnie nabytym egzemplarzem, gdyż prawie we wszystkich agencyach odnośny numer był wyprzedany.
Gorączkowo otworzyłem dziennik i na pierwszem miejscu spostrzegłem artykuł Izydora Beautrelet. Podaję go tak, jak go miały wszystkie dzienniki:
Zważywszy na szczupłość miejsca, nie mogę czytelnikom wyjawić myśli moich i zabiegów, dzięki którym doszedłem do wyświetlenia dramatu, czyli podwójnego dramatu w Ambrumesy. Zadowolnię się tylko wyjawieniem dwóch myśli przewodnich i opowiem w prosty sposób całe zajście, trzymając się porządku faktów, jak następowały po sobie,