i za nadzwyczajną; dowody, które mógł dostarczyć były za logiczne i za przekonywujące. Cały świat czekał na jego wyjaśnienia. Więc powiedział.
Tego samego dnia, wieczorne dzienniki donosiły o porwaniu starego pana Beautrelet. Izydor został o tem zawiadomiony depeszą, to 3-iej po południu.
Dla Izydora Beautrelet cios był bardzo bolesny. W gruncie rzeczy, publikując ten artykuł, nie wierzył w możność porwania. Wszelkie ostrożności bowiem były doskonale obmyślane. Przyjaciele jego w Cherbourgu, nie mieli tylko strzedz jego ojca, lecz mieli krok w krok za nim chodzić, nie puszczać go samego, nawet żaden list nie miał dojść jego rąk, któryby nie był wpierw przejrzany i otworzony. Nie było więc żadnego niebezpieczeństwa. Sądził więc, że Lupin, chcąc zyskać na czasie, starał się swego przeciwnika sparaliżować.
Cios więc był nieprzewidziany, a odczuł go tem boleśniej, że całe pół dnia musiał stracić bezczynnie. Jedna myśl go nie opuszczała: jechać tam jak najprędzej, przekonać się naocznie o całem zajściu i poczynić pierwsze kroki w celu odszukania ojca.
Wysłał więc telegram do Cherbourga. Koło ósmej był na dworcu Saint-Lazare, a w kilka minut pociąg unosił go w stronę morza.
Po godzinie dopiero, przeglądając dziennik wieczorny, który był kupił na bulwarze, prze-
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/117
Ta strona została skorygowana.