czytał ów sławny list, w którym Arsen Lupin odpowiada na jego artykuł umieszczony rano.
„Panie Dyrektorze!
„Nie przeczę bynajmniej, że moja skromna osobistość, która w czasach więcej heroicznych zaginęłaby niepostrzeżona, uwydatniła się w naszej epoce miernoty. Lecz egzystuje pewna granica, poza którą nie wolno nikomu przekroczyć, pod karą niehonorowej niedyskrecyi. Jeżeli nie uszanujemy życia prywatnego, jakąż opiekę będzie miał obywatel?
„Co się zaś mnie tyczy, to niedyskrecyę tę już popełniono, powiadziano prawdę, nie robię więc żadnych trudności w dokompletowaniu tejże. Tak, panna de Saint-Veran żyje. Tak, kocham ją. Tak, mam to zmartwienie, że nie jestem kochany. Tak, śledztwo małego Izydora Beautrelet jest przedziwne co do ścisłości i dokładności. Tak zgadzam się z nim we wszystkich punktach. Niema więc już tajemnicy. Niema więc zagadki. Więc cóż?...
„Ugodzony w najgłębsze tajniki mej duszy, krwawiącej jeszcze z zadanych ran najokrutniejszych, bo moralnych, proszę, aby nie wydawano na pastwę publiczności moich najświętszych uczuć i najskrytszych pragnień. Proszę o pokój, pokój, który jest mi potrzebny, abym uzyskał miłość panny de Saint-Veran, i aby zatrzeć w jej pamięci te tysiączne upokorzenia, które znosiła ze