Froberval podał mu fotografię. Beautrelet zadziwił się. Była to amatorska fotografia, na której poznał siebie z rękoma w kieszeni; za tło służył trawnik, w głębi widoczne drzewa i ruiny.
Froberval zauważył:
— To musi być ostatnie zdjęcie pana, któreś ojcu przysłał. Zobacz pan, na drugiej stronie jest nazwisko fotografa R. de Val. data... 3go kwietnia i nazwisko miasta Lion... może to Lion-sur-Mer?
Izydor obrócił fotografię i przeczytał tę krótką notatkę własną jego ręką pisaną:
R. de Val. — 3. 4 — Lion.
Przez kilka minut panowała cisza, wreszcie rzekł:
— Nie pokazywał panu mój ojciec tej fotografii?
— Nie... i zdziwiłem się, gdy ją wczoraj zobaczyłem... gdyż często z nami mówił o panu!
Znowu milczenie, lecz tym razem dłuższe. Froberval szepnął:
— Mam zajęcie panie... moglibyśmy może iść do domu...
Zamilkł. Izydor nie spuszczał z oczu fotografii, oglądał ją na wszystkie strony. W końcu zapytał:
— Znajduje się może o jaką małą milkę od miasta jaka oberża Lion d’Or?
— Tak, tak, będzie mila.
— Na drodze do Valognes, nieprawda?
— Na drodze do Valognes, rzeczywiście.
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/123
Ta strona została skorygowana.