lewskiej, że nazwisko moje nie jest królowi obce. Po chwili zapytał mnie:
— Czy nie miałeś pan jakiego przodka, który za Ludwika XIV służył jako kapitan?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Ah! — szepnął król.
To było wszystko. Lecz, na trzeci dzień, mając okazyę mówić ze mną sam na sam, rzekł szybko i głosem zmienionym:
— Gdybym pana prosił o przysługę, czy...
Zawahał się. Dokończyłem jego zdanie.
— Czybym nie zdradził? Oh! sire...
Patrzał na mnie kilka sekund, wreszcie rzekł:
— Chciałbym dać polecenie do królowej.
— Wszystko co będzie w mojej mocy, to zrobię, sire.
— Dobrze... dobrze... musisz coś wręczyć królowej... widujesz ją pan czasem?
— Tak, sire
— Po mojej śmierci wręczysz jej ten papier...
Wydobył z kieszeni małą książeczkę, z której wyrwał kilka ostatnich kartek.
— Nie, lepiej, że odpiszę...
Wziął arkusz papieru, z którego udarł kawałek czworograniasty, na który przepisał pięć wierszy kropek, liter i cyfr, które były drukowane w książce. Następnie wydarte kartki spalił, a złożywszy zapisany arkusz, zapieczętował czerwonym lakiem i podał mi go.
— Oddasz to królowej i powiesz: „Od króla, pani... dla Waszej królewskiej Mości i dla jej syna...“
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/159
Ta strona została skorygowana.