— Czemu tak późno?....
Zawahała się. Gdzie schować ten niebezpieczny dokument? W końcu otworzywszy książkę rozmyślań, wsunęła papier w torebkę, znajdującą się między skórką oprawy a pergaminem, który ją okrywał.
Prawie, że niepostrzegalnym znakiem podziękowała mi, lecz spojrzenie było tak smutne i słodkie, że wynagrodziło mi wszelkie podjęte trudy.
— Dlaczego tak późno?... — rzekła.
Jest prawdopodobnem, w rzeczy samej, że dokument ten, chociażby nawet mógł, jak sądzę, ją wyratować, przybył zapóźno, gdyż we wrześniu tegoż roku Marya Antonina złożyła głowę na rusztowaniu.
Otóż cała rola jaką odegrałem w tajemnicy „wydrążonej igły“. Lecz, wiedziałem przynajmniej to, co nikt nie wiedział, że istnieje jakaś tajemnica. To też, gdy w kilka lat później, odnalazłem w papierach familijnych notatkę zapisaną przez mego prapradziada, nie było rzeczą trudną ułożyć wszystko w pewną całość, którą powyżej opisałem.
Lecz od tego czasu miałem tylko jedno pragnienie zgłębienia owej tajemnicy, której poświęcałem mój wolny czas. Czytałem więc autorów łacińskich, przejrzałem wszystkie kroniki Francyi i państw graniczących, szperałem po klasztorach, wertowałem akta świeckie i kościelne, akta zawarcia pokojów i t. d. i w ten to sposób wynalazłem wyżej wspomniane wzmianki.
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/161
Ta strona została skorygowana.