— Tak w muzeum Carnavalet.
— A muzeum to będzie otwarte....
— Za dwadzieścia minut, o zwykłej porze.
Punktualnie o oznaczonej godzinie Beautrelet wysiadał z fiakra w towarzystwie swego przyjaciela przed starym pałacem pani de Sevigne.
Cóż to, — pan Beautrelet?
Dziesięć głosów pozdrowiło jego przybycie. Ku wielkiemu swemu przerażeniu rozpoznał dziesięciu reporterów. Jeden z nich odezwał się:
— To ciekawe, hę! Wszyscy mieliśmy równa myśl. Ostrożnie tylko, może Arsen Lupin jest między nami.
Weszli wszyscy. Dyrektor powiadomiony ofiarował im swoje usługi i zaprowadził ich do gablotki ,pokazał im ubogą książeczkę, bez ozdób, która doprawdy nie miała nic królewskiego.
Pewne wzruszenie ogarnęło wszystkich, na widok tej rzeczy, którą królowa w rękach trzymała w dniach pełnych grozy i smutku, na którą patrzała oczami zamglonemi łzami.... I nie mieli śmiałości wziąć jej do ręki i przeglądać, mając wrażenie, że popełnią świętokradztwo...
— Dalej, panie Beautrelet, zbadanie tej książki do pana należy.
Wahając się, wziął ją do ręki. Opis jej podany przez autora broszury, zgadzał się w zupełności. Książeczka ta była owinięta najpierw w pergamin brudny, zczerniony, w kil-
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/169
Ta strona została skorygowana.