w pałacu oddalonym o cztery, kilometry od owej stacyi.“
Program podany podobał się Izydorowi Beautrelet, a nadewszystko myśl, że pierwszy przybędzie do pałacu, gdyż lękał się, że Massiban, tak mało doświadczony człowiek, mógłby popełnić jaką nieostrożność.
Wrócił więc do domu, gdzie resztę dnia przepędził w towarzystwie przyjaciela. Wieczorem zaś wyjechał pospiesznym pociągiem do Bretanii. O szóstej z rana wysiadł w Velines.
Z dworca szedł pieszo cztery kilometry. Zdala już ujrzał zamek, zbudowany na wzgórzu, o mieszanym stylu renesansu i Ludwika-Filipa. Zamek wyglądał okazale, z swojemi czterema wieżycami i z zwodzonym mostem, obrosłym powojem.
Izydor czuł, że mu serce bije. Czy rzeczywiście dochodzi do celu? Czy w tym pałacu znajdzie rozwiązanie zagadki?
A mimo wszystko miał pewne obawy. Wszystko to zdawało mu się za piękne, i zapytywał się siebie ze strachem, czy i tym razem nie postępuje za wytkniętym planem, obmyślonym przez Arsena Lupin? czy naprzykład Massiban nie jest ślepem narzędziem w rękach jego wroga?
Wybuchnął śmiechem.
— Cóż znowu, zaczynam być śmieszny. W końcu będę wierzył, że Lupin jest nieomylny, który wszystko przewidzi, rodzaj boga wszechmocnego, przeciw którego woli
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/177
Ta strona została skorygowana.