kilku lat wdowcem. Żyje bardzo skromnie ze swoją córką Gabryelą de Villemon, która przed niedawnym czasem srodze została dotknięta, straciwszy męża i starszego syna wskutek wypadku z automobilem.
— Pan baron prosi panów na górę.
Służący wprowadził ich na pierwsze piętro do obszernego pokoju o gołych ścianach, którego umeblowanie bardzo proste składało się z dużego biura, półek do akt i stołu zarzuconego rozmaitemi papierami.
Baron de Velines przyjął ich bardzo grzecznie. Z trudem wyjawili cel swojej wizyty.
— Ah! tak, już wiem, pan do mnie pisał w tym interesie, panie Massiban. Chodzi panom o książkę, w której jest mowa o jakiejś igle, a którą miałem odziedziczyć po przodkach?
— Tak jest, panie.
— Muszę panom powiedzieć, że zerwałem z moją rodziną. Mieli oni dziwne przekonania w owym czasie. Ja zaś jestem z mojej epoki. Zerwałem więc z przeszłością.
— Tak, — przerwał Beautrelet niecierpliwie, — lecz czy nie przypomina pan sobie, żeś kiedykolwiek widział tę książkę?
— Ależ owszem, przecież telegrafowałem panu, — rzekł zwracając się do pana Massiban, który zniecierpliwiony chodził tam i napowrót i od czasu do czasu stawał przy oknie, — ależ tak, tę książkę mamy, a przynajmniej mojej córce zdaje się, że widziała ten tytuł
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/179
Ta strona została skorygowana.