tem zdradził.... Dalej spiesz się, niedobry sługo...
Wziął papierek stufrankowy, który mu podał służący i podarł go na drobne kawałki.
— Pieniądz zdrady... pali moje ręce.
Następnie wziął kapelusz, a składając bardzo niski ukłon pani de Villemon, rzekł:
— Przebacz mi, pani? Są przypadki w życiu, w mojem szczególniej, które często zmuszają mnie do popełniania okrucieństw, których się pierwszy wstydzić muszę. Lecz bądź spokojną o twego syna, jest to tylko małe ukłucie, ukłułem go w ramię w czasie, kiedy mu zadawano pytania. Najdalej za godzinę przebudzi się... Jeszcze raz najserdeczniej przepraszam. Lecz zmusić panią do milczenia, było dla mojej sprawy rzeczą konieczną.
Pokłonił się znowu, podziękował panu de Velines za jego serdeczne przyjęcie, wziął laseczkę, poczęstował papierosem barona, sam zapalił jednego, a machnąwszy kapeluszem wokoło, rzucił w stronę Izydora protekcyonalne:
— Adieu, bebe.
I wolno odchodząc dmuchnął kłąb dymu w nos gapiącym się lokajom.
Beautrelet czekał kilka minut. Pani de Villemon, uspokoiwszy się trochę, czuwała nad dzieckiem. Podszedł do niej, ażeby raz jeszcze ponowić prośbę. Spojrzeli sobie w oczy. Izydor nic nie powiedział. Zrozumiał że ona tajemnicy o Wydrążonej igle już nigdy nie wyjawi.
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/188
Ta strona została skorygowana.