bardzo sympatyczny i posiadasz naiwny i niezwykły urok, braknie ci tylko uśmiechu.
Podparłszy się pod boki stanął wprost niego.
— A czy wierzysz, że mogę cię także doprowadzić do łez? Czy wiesz w jaki sposób dowiedziałem się o poczynionych przez ciebie krokach? W jaki sposób dowiedziałem się o liście od pana Massiban i o naznaczonej ci przez niego schadzce? Przez gadulstwo twojego przyjaciela, u którego mieszkasz... Ty powierzasz wszystko temu głupcowi, a on nie ma nic pilniejszego, jak powiedzieć swojej przyjaciółce, która to przed Arsenem Lupin nie ma sekretu... Oh! widzisz... oczy twe zachodzą łzami... przyjaźń zdradzona, to ciebie boli?... Ty jesteś zachwycający, mógłbym cię uściskać... ty przybierasz żałosny taki wzrok zdziwiony, który prosto idzie mi do serca... Przypominam sobie, jakieś mnie się radził w Gaillon, pamiętasz?... Ależ tak, to byłem ja, tym starym notaryuszem... Śmiej się przecież, niemowlątko...
Zdala dało się słyszeć dyszenie zbliżającego się automobilu.
Naraz Lupin pochwycił ramię Izydora Beautrelet i rzekł ostrym tonem, utkwiwszy wzrok w jego oczach:
— Teraz będziesz siedział cicho, nieprawda? Widzisz dobrze, że ci zawsze potrafię przeszkodzić. Pocóż więc niszczyć swe siły i czas tracić? Dosyć jest bandytów na święcie... Tych ścigaj, a mnie zostaw w spokoju...
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/190
Ta strona została skorygowana.