w przeciwnym razie... Rzecz załatwiona, nieprawda?
Wstrząsnął nim, jak gdyby mu chciał narzucić swoją wolę. Następnie rozśmiał się szyderczo:
— Jaki ze mnie głupiec! Wierzyć, że ty mnie zostawisz w spokoju? Ty nie należysz do tych, którzy schodzą z raz obranej drogi... Ah! doprawdy nie wiem co mnie wstrzymuje... W kilku bowiem minutach mógłbyś być związany i zakneblowany... a w dwóch godzinach, w ukryciu na kilka miesięcy... Lecz nie, powiedziane jest, że do końca będę tobie ulegał... Cóż chcesz, każdy ma pewne słabości.... a ja mam słabość do ciebie... A następnie jeszcze nic nie zdziałałeś. A nim ty włożysz palec w wydrążenie igły, to jeszcze dużo upłynie wody! Cóż do dyabła! Ja potrzebowałem dziesięć dni, aby tam dojść, ja, Lupin... ty zaś będziesz potrzebował lat dziesięć. Jest przecież pewna różnica między nami.
Automobil zajechał, był to wóz ogromnych rozmiarów, o zamkniętej karecie. Gdy drzwi otworzył, Beautrelet wydał okrzyk. Wewnątrz siedział już człowiek, a tym człowiekiem był Arsen Lupin, a właściwie przebrany Massiban.
Wybuchnął śmiechem, zrozumiał bowiem wszystko. Lupin zaś rzekł do niego:
— Nie wstrzymuj się, on dobrze śpi. Widzisz obiecałem ci, że go zobaczysz. Rozumiesz teraz wszystko? Koło północy dowie-
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/191
Ta strona została skorygowana.