— Masz pan pewne dane? pewne ślady? — spytał Beautrelet.
— Uspokój się pan — rzekł ironicznie Holmes, rozumiejąc jego obawy. — Nie idę twoim śladem. Pana zajmuje dokument, broszura, do których ja nie mam zaufania.
— A pana co zajmuje?
— Mnie, zupełnie co innego.
— Czy może niedyskretnie zapytać?
— Gdzież tam. Przypominasz pan sobie historyę z dyademem, historyę księcia de Charmerace?
— Tak.
— Nie zapomniałeś pan Wiktoryi, starej niańki Arsena Lupin, tej, która Ganimardowi umknęła?
— Nie.
— Natrafiłem na ślad Wiktoryi. Mieszka we farmie nad drogą z Havru do Lille. Przez Wiktoryę łatwo dójdę do Arsena Lupin.
— To długa droga.
— Mniejsza z tem! Zaniechałem wszelkie moje sprawy. Mam tylko jeden cel na oku dostać się do Arsena Lupin. Między nim, a mną... zacięta walka.
Wymówił te słowa z pewną wściekłością, w której przebija nienawiść z doznanych upokorzeń, nienawiść do potężnego wroga, który sobie kpił z niego.
— Odejdź pan... — szepnął — patrzą na nas... to niebezpiecznie... Lecz spamiętaj sobie moje słowa: dzień, w którym Lupin i ja
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/202
Ta strona została skorygowana.