przez rdzę, widniał napis: Fort Treffosses. Nie próbował otworzyć bramy, a skręciwszy w prawo — dotarł do wązkiej ścieżki, zawisłej nad przepaścią, a obwiedzionej baryerą z drzewa. Ścieżką tą zeszedł w niewielką pochyłość i doszedł do małej pieczary, która tworzyła pewnego rodzaju odwach, wzniesiony na końcu skały, skały, która prostopadle wrzynała się w morze.
W samym środku pieczary można się było wyprostować. Na murach widniała niezliczona ilość napisów. Prawie czworograniasty otwór wykuty był w skale, przez który widok otwierał się na ląd, wprost na fort Frefosses[1], położony w odległości trzydziestu lub czterdziestu metrów.
Beautrelet rzucił swój toboł na ziemię i usiadł. Dzień był nadzwyczaj upalny i męczący, zasnął więc chwilę.
Dopiero ożywczy powiew wiatru, który wpadł do pieczary, przebudził go.
Kilka minut siedział nieruchomo, zapomniawszy, gdzie się znajduje. Starał się myśleć i zapanować nad pamięcią jeszcze w śnie pogrążoną. Przyszedłszy trochę do siebie, chciał właśnie się podnieść, gdy miał wrażenie, że oczy jego naraz powiększone i zdziwione, patrzały...
Dreszcz po nim przeszedł. Ręce jego zacisnęły się i poczuł, że pot występuje mu na czoło.
— Nie... nie — jąkał — to sen... to halucynacya... Zobaczmy, czyż byłoby to możliwe?
- ↑ W oryginale Frefossé, w polskim tłumaczeniu Frefosses, tu ujednolicone dla zachowania zgodności z zaszyfrowaną wiadomością z książki.