glików, Francuzów, baronów, księciów, królów, a za tymi wszystkimi postępował Arsen Lupin... a za nim, on Beautrelet... Czuł, że mózg chce mu rozsadzić głowę. Zmrużył więc powieki i upadł zemdlony i pokulał się na sam koniec pochyłości, nad brzeg przepaści...
Jego praca była ukończona, a przynajmniej ta praca, którą sam mógł był wykonać, rozporządzając własnemi środkami.
Wieczorem napisał do szefa policyi długi list, w którym opisywał swoje poszukiwania i wyjawił sekret o wydrążonej Igle. Prosił o pomoc do ukończenia dzieła i podał swój adres.
Czekając na odpowiedź, przebył dwie noce w pieczarze Panien. Przebył je, drżąc ze strachu za każdym nocnym szelestem... Co chwila zdawało mu się, że widzi jakieś cienie, zbliżające się do niego... Wiedziano o jego obecności w pieczarze... przychodzono... i mordowano go.
A wzrok jego, podtrzymany całą siłą woli, spoczywał nieruchomo na przeciwległym odłamie muru.
Podczas pierwszej nocy nic się nie ruszyło, lecz podczas drugiej, przy słabem świetle gwiazd i wąskim sierpie księżyca, Beautrelet ujrzał otwierające się drzwi, i kilka cieniów wyłaniających się z ciemności. Liczył dwa, trzy, cztery, pięć...
Zdawało mu się, że tych pięciu ludzi unosiło jakieś ciężary, dużych rozmiarów. Szedł
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/219
Ta strona została skorygowana.