Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/227

Ta strona została skorygowana.

— Patrzże Ganimard, obydwaj stoimy na ostatnim stopniu schodów, na 45. Dlaczego 45, kiedy liczba w dokumencie jest 44... Czy to przypadek? Nie... W całej tej sprawie niema przypadkowych zrządzeń. Ganimard, bądź tak dobry i wejdź o jeden stopień wyżej... Dobrze, stój na 44 stopniu. A teraz nacisnę na gwóźdź. Dam głowę, jeżeli się nie otworzy.
Rzeczywiście ciężkie te drzwi obróciły się w zawiasach. Ich oczom przedstawiała się jaskinia dosyć znacznych rozmiarów.
— Musimy znajdować się pod fortem Frefosses, — rzekł Beautrelet. — Teraz pokłady ziemi są rozmaite. Skończyła się cegła; zaczyna się masa wapienna.
Jaskinię słabo oświetlał promień przedzierający się z przeciwnej strony ściany. Przybliżywszy się, zauważyli, że to szpara utworzona w zagłębiu skały. Naprzeciw nich, w odległości pięćdziesięciu metrów, wyłaniała się z odmętów morskich olbrzymia skała Igły. Na prawo, bliżej nich, widniał łuk portu d’Aval, a na lewo, w oddaleniu, zamykając półkole tej szerokiej zatoki, znajdował się drugi łuk więcej imponujący, tak zwany Magna porta, tak wielki, że okręt z rozwiniętemi żaglami, wygodnie mógłby przejechać. W głębi, wokoło, morze.
— Nie widzę naszej flotyli, — rzekł Beautrelet.
— Nie możliwe widzieć, — odrzekł Ganimard, — łuk d’Aval zakrywa nam widok na brzegi od Etretat i od Yport. Lecz widzisz,