tam daleko, na morzu, tę czarną linię równą z morzem?
— Cóż to jest?
— To jest nasza flota wojenna, torpedowiec numer 25. Teraz Lupin niech ucieka, jeżeli zna jaką podmorską drogę.
Tuż przy owej szczelinie wystająca poręcz znaczyła początek schodów. Zaczęli więc schodzić. Od czasu do czasu napotykali małe okna wykute w skale i za każdym razem ujrzeli Igłę, która przedstawiała im się coraz potężniejsza.
Krótko przed zejściem na równi z powierzchnią morza nie było już okien i zapanowała ciemnica.
Izydor głośno liczył schody. Przy trzysta pięćdziesiątym ósmym stopniu, natrafili znowu na drzwi z żelaza, zaopatrzone w płyty i i gwoździe.
— Znamy już to, — rzekł Beautrelet. — Dokument podaje nam liczbę 357 i trójkąt z kropką na prawo. Powtórzymy naszą operacyę.
I te drzwi otworzyły się równie szybko, jak pierwsze. Oczom ich przedstawił się długi, bardzo długi kurytarz, co kilka kroków oświetlony latarką, zawieszoną u powały. Na ścianach widniały krople wody, które spadały na ziemię. Ażeby umożliwić przejście, były położone na małem wzniesieniu płyty kamienne, tworzące chodnik.
— Przechodzimy teraz pod morzem, — rzekł Beautrelet. — Czy idziesz, Ganimard?
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/228
Ta strona została skorygowana.