Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

— W takim razie... jeżeli pan jesteś... w takim razie... panna...
— Tak, tak Beautrelet, dobrze powiedziałeś...
Znowu odchylił zasłonę, dał znak i zameldował:
— Pani Arsenowa Lupin.
— Ah! — szepnął młody człowiek, mimo wszystko zmieszany — panna de Saint-Veran.
— Nie! — zaprzeczył Lupin, — pani Arsenowa Lupin, lub jeżeli wolisz pani Ludwikowa Valmeras, legalna moja małżonka, według ostrych przepisów kościelnych i dzięki tobie, mój kochany Beautrelet.
Wyciągnął do niego rękę.
— Najserdeczniejsze moje podziękowanie... myślę, że podasz mi rękę bez urazy.
Rzecz dziwna, Beautrelet nie uczuwał żadnej urazy, żadnego uczucia upokorzenia, żadnej nienawiści. Tak silnie odczuwał olbrzymią wyższość swego przeciwnika, że nie zarumienił się będąc przez niego pobitym!
Uścisnął więc podaną sobie dłoń!
Podano do stołu.
Służący postawił na stole półmiski z różnemi potrawami.
— Wybacz, Beautrelet, jesteśmy zmuszeni jeść zimne potrawy, gdyż zwolniłem kucharza.
Beautrelet nie miał coprawda chęci jeść. Usiadł jednakowoż pod wrażeniem zachowania się Arsena Lupin. Co właściwie wiedział Lupin? Czy zdawał sobie sprawę z niebezpie-