Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/240

Ta strona została skorygowana.

ściołów na południu przez bandę Thomasa i spółkę — moich agentów, mówiąc nawiasem — otóż relikwiarz Ambazaka, prawdziwy, Beautrelet! Przypominasz sobie skandal w Luwrze, gdy spostrzeżono, że tyara jest fałszywa, podrobiona przez nowożytnego artystę... otóż widzisz tyarę Saitafarnesa, tę prawdziwą, Beautrelet... Przypatrz się dobrze, bo oto cud cudów, oto Jokonda Leonarda da Vinci, prawdziwa!
Długa zapanowała cisza. Z dołu, uderzenia dochodziły znowu wyraźniej. Dwoje, najwyżej troje drzwi dzieliło ich od Ganimarda. Na przestrzeni morza widniał grzbiet torpedowca i krzyżujące się łodzie.
Młody człowiek zapytał:
— A skarbiec gdzie?
— Ah! to ciebie przedewszystkiem zajmuje! Wszystkie arcydzieła rąk ludzkich, nieprawda, nie mogą zaspokoić twojej ciekawości podziwiania skarbca?... I tłum będzie podobny do ciebie... Chodź, zadowolę cię.
Uderzając mocno nogą, zluzował przez to jeden kwadrat posadzki, a uniósłszy go jakoby przykrycie pudła, odkrył okrągłą kadź, wykutą w skale. Była pustą.
Kilka kroków dalej wykonał ten sam manewr. Ukazała się druga kadź, również pusta.
Otworzył jeszcze trzy inne otwory, były puste.
— Co za zawód! — zaśmiał się szyderczo Lupin. — Za panowania Ludwika XI, Henryka IV, Richelieu, te pięć kadzi zapewne były