Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

tę delikatność... lecz innym razem to ci opowiem... nie mamy wiele czasu... Karolu, jesteś tam?... dobrze... A łódź?
Karol odpowiedział:
— Łódź gotowa.
— Zapal, — rzekł Lupin.
Po małej chwili dało się słyszeć dyszenie motoru, i Beautrelet przywykłszy do ciemności, rozpoznał, że znajdują się na małej przystani, tuż nad brzegiem wody, na której bujała łódka.
— Łódź automobilowa, — objaśnił Lupin. — Dziwi cię to, co, mój stary Izydorze... Nie rozumiesz tego... Zastanów się tylko... Jak widzisz, woda, która się tutaj znajduje, jest woda morska, która za każdym przypływem napełnia tę grotę, wskutek tego posiadam więc przystań pewną i niewidzialną...
— Lecz zamkniętą, — odrzekł Beautrelet. — Nikt nie może do niej wejść i nikt wyjść nie potrafi.
— Ja potrafię, — rzekł Lupin, — i pokażę ci zaraz.
Pomógł wsiąść Rajmundzie, następnie wrócił po Izydora Beautrelet. Ten ostatni wahał się.
— Boisz się? — spytał Lupin.
— Czego?
— Być zatopionym przez torpedowiec.
— Nie.
— W takim razie pytasz się, czy obowiązkiem twoim nie jest pozostać przy boku Ganimarda, to znaczy, przy prawie, opinii i moral-