już Rajmunda. Tyle właśnie było miejsca, że wszyscy troje usiąść mogli.
Lupin zdjął tubę akustyczną i rozkazał:
— W drogę, Karolu.
Izydor miał nieprzyjemne uczucie, podobne jak ci, którzy windą zjeżdżają na dół, uczucie usuwającej się ziemi, uczucie próżni. Tym razem usuwała się woda i zapadali się, powoli.
— Toniemy, co? — zaśmiał się ironicznie Lupin. — Uspokój się... Musimy tylko z tej pieczary, w której się znajdujemy, zjechać do innej mniejszej, wpół otwartej, do której można dojechać tylko w czasie odpływu morza... Zresztą wszyscy zbierający muszle znają tę pieczarę... Dziesięć sekund... a przejedziemy, otwór jest bardzo ciasny, taki właśnie, że nasza łódź podwodna przejedzie...
— Lecz, jakże to możliwe — spytał Beautrelet, — że rybacy, którzy wchodzą do dolnej pieczary, nie zauważyli, że pieczara ta przebita i łączy się z drugą, w której znajdują się schody prowadzące do wnętrza Igły? Prawda przecież znajdowała się tak blizko!
— Mylisz się, Beautrelet! Sklepienie owej małej pieczary jest zamknięte w czasie odpływu morza, za pomocą ruchomego sufitu, pomalowanego na kolor skały, który to sufit woda unosi, gdy przybywa, a zamyka hermetycznie, gdy ubywa. Dlatego to podczas przypływu mogę przejechać... Nie jestże to sprytnie obmyślane... co?... Prawdę powiedziawszy, ani Cezar, ani Ludwik XIV, wogóle żaden z moich poprzedników, nie mogli czegoś
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/252
Ta strona została skorygowana.