wał Igłę? Co my tracimy, Beautrelet, że nie możemy być obecni przy spotkaniu się Duguay-Trouin z Ganimardem! Połączenie sił morskich z siłami lądowemi! Hej, Karolu, ty śpisz, poczciwcze!
Po skalistem dnie ukazał się piasek, później znowu skały, znacząc przylądek od Etretat, łuk d’Amont.
Ryby przestraszone uciekały za zbliżeniem się podwodnego statku. Jedna z nich odważniejsza przyczepiła się do bocznego okienka, i patrzała nieruchomemi swemi wyłupiastemi oczyma.
— To mi się podoba, — rzekł Lupin, — teraz przynajmniej widać, że jedziemy. Co mówisz Beautrelet, o mojej łupince? Niezła, co?
Zawołał przez tubę:
— Wyjedźmy teraz na powierzchnię. Karolu. Już nam nie grozi niebezpieczeństwo.
Jak piłka podskoczyli w górę i oszklone wieko ukazało się nad wodą.
Znajdowali się co najmniej o milę oddaleni od brzegu, i Beautrelet poznał dopiero, z jaką zawrotną szybkością jechali.
Tak więc minęli Fecamp, następnie wszystkie plaże normandzkie: Saint-Pierre, Petites-Dal’es, Veulettes, Saint-Valery, Veules, Quibervoille.
Lupin kpinkował bezustannie, a Izydor nie mógł się dosyć napatrzeć i nasłuchać, zachwycony werwą tego człowieka, jego wesołością, łobuzeryą i jego radością życia.
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/254
Ta strona została skorygowana.