Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

— Żona moja, która jest krawcową w Neuvillette...
— Tak, wiem... Cezaryna... Matka moja wspominała mi o niej. Więc?
— Zdaje się, że jakiś marynarz kręcił się dzisiaj rano we wsi.
— Jak wyglądał?
— Nie wyglądał na tutejszego... Może Anglik.
— Ah! — wykrzyknął Lupin, zaniepokojony. — I przykazałeś Cezarynie...
— Śledzić go, tak, panie.
— Dobrze, czuwaj nad powrotem mojej łodzi, Karol za dwie lub trzy godziny wróci. Jeżeliby co było, znajdziesz mnie w domu.
Szli dalej, a Lupin rzekł do Izydora Beautrelet:
— Niepokoję się... Czyż byłby to Holmes? Ah! jeżeli to on, można się wszystkiego po nim spodziewać.
Po chwili wahania:
— Nie wiem czy nie byłoby lepiej wrócić. Mam złe przeczucia...
Lekko górzysta płaszczyzna rozciągała się przed ich wzrokiem. Trochę na lewo dolinki obrosłe drzewami prowadziły do farmy, której zabudowania ukazywały się zdala... Było to schronienie przygotowane przez Arsena Lupin, ustronie wypoczynku obiecane Rajmundzie. Czyż wskutek niedorzecznych urojeń zrzecze się szczęścia w chwili, gdy dochodził do celu?