cej, niż sam właściciel pan de Gesvres. A gdybym pana zapytał o nazwisko mordercy?
— Odpowiedziałbym również, że je znam.
Nastąpiło ogólne poruszenie. Zastępca prokuratora jak również dziennikarz przysunęli się bliżej. Pan de Gesvres i panienki słuchały uważnie, zaciekawione pewnością siebie i spokojem, z jakim Beautrelet odpowiadał.
— Pan znasz naziwsko mordercy?
— Tak.
— I miejsce, w którem on się obecnie znajduje?
— Tak.
Pan Filleul zatarł ręce:
— Co za szczęście! Pochwycenie tego ptaszka to honor mojej karyery. I możesz pan w tej chwili dać mi stanowcze wyjaśnienia?
— Zaraz... tak... chociaż, jeżeli nie masz pan nic przeciwko temu, panie sędzio, to wolałbym być obecnym aż do końca przesłuchów.
— Ależ nie... nie... mów zaraz, młodzieńcze.
W tejże chwili Rajmunda de Saint-Veran, która od początku rozmowy nie spuszczała z oka Izydora Beautrelet, zwróciła się do pana Lilleul.
— Panie sędzio...
— Cóż sobie pani życzy?
Zawahała się, następnie utkwiwszy wzrok w Izydorze Beautrelet, rzekła:
— Bądź pan łaskaw, panie sędzio, zapytać się, z jakiego powodu pan ten przechadzał się wczoraj na tej drodze, która prowadzi do furtki.
Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/31
Ta strona została skorygowana.