Hrabia nic nie odrzekł, tymczasem Izydor podał sposób:
— Trzeba zamieścić krótką wzmiankę w „Journal’u“, w „Echo de Paris“ i w „Matin“; wzmianka ta powinna brzmieć:
Hrabia potwierdził skinieniem głowy. Izydor okazał się znowu bystrzejszym od swoich starszych i wytrawnych kolegów.
— Doprawdy, kochany panie, — wykrzyknął pan Filleul, — koledzy twoi mieli słuszność. Co za rzutki umysł! Jak tak dalej pójdzie, panie Ganimard, to nie będziemy mieli tutaj nic do czynienia.
— To nie było przecież tak trudną rzeczą.
— Chcesz pan przez to powiedzieć, że dalszy ciąg jest więcej zawiły? Zobaczymy. Przypominam sobie, że podczas naszej pierwszej rozmowy, powiedziałeś mi, że znasz nazwisko mordercy.
— Tak jest.
— Któż więc zabił Jana Daval? Żyje ten człowiek? Gdzie ukrywa się?
— Zachodzi pewne nieporozumienie, panie sędzio, i to od samego początku. Morderca, a uciekający są dwie różne osoby.
— Co pan mówisz? — wykrzyknął pan Filleul. — Człowiek, z którym walczył pan de Gesvres, którego panna de Saint-Veran zraniła, a którego szukamy, człowiek ten nie jest mordercą Jana Davala?
— Nie.
— Nie rozumiem więc. Któż-że jest mordercą Jana Davala?